Kryminał domowy. Ładnie, cicho, nikt nie śpi.

Vermeer by Dorothee Golz


Dziś przełomowy dzień. Nieuchwytnie jestem tuż po przełomie, zaskoczona, że się wydarzył, cichutko i ładnie.

Jak zwykle, rzeczom cichym i ładnym towarzyszyło wielkie Bang w postaci Córkinii, która zwlokła siebie i pluszowego kota w porze pociągu do Jumy, po czym poszła zapalić światła w całym domu i obwieścić, że jest już dzień.

Nie był.

Utulałam i uciszałam w trybie sen na jawie + zanik czynności życiowych. Byłam tak zmęczona, że nawet instynkt morderczy z rezerwacją na wstawanie przed świtem się nie ocknął.


Byłam tak zmęczona, że oczywiście nie usłyszałam rzeczy tak banalnej jak budzik. Mogę za to przeprowadzić warsztaty pt. Kaskadowanie spóźnienia. Etap I wściekłość i wrzask najstarszej Córkinii, która spóźnia się na (tu wstaw dowolną nazwę sprawdzianu), Etap II szybcy i martwi robią śniadanie dla niesiebie i prostują zmarszczki na wyrazie twarzy otoczenia, Etap III consolatio espresso con variazione ad absurdum, gdy nie ma dzieci w domu, nam się już nie chce spieszyć, a przecież to my powinniśmy, ale przecież dopiero teraz mamy chwilę nie dla ciebie.

Z tej perspektywy dzień wygląda trochę jak koń Lucciano Pavarottiego: wielki, niezwykły, niemęczący się, ale z wyraźnie wjeżdżającą w błoto pęciną.

No to biegniemy.


Komentarze