Książę

Fashion Zoo by Yago Partal


Nie trzeba wiele.
Pewna ilość białego konia pod księciem. Stan permanentnego oblężenia zwany kobietą. Trochę czasu, w zupełności wystarcza pół życia, no, może całe.

Tyle tylko, żeby książę odrósł od ziemi, wybrał, co miał do wybrania, czyli zawsze słusznie, osiodłał białego konia, przytroczył doń poręczną torbę na spodziewane pół królestwa, westchnął, smarknął, pogalopował, znalazł wojnę, którą wiedziemy ze światem i ciałem, przybył z odsieczą, zdobył nas i pobrał za żonę, za potwierdzeniem odbioru.

Kiedy książę  galopuje, rozmaryn rozwija się pod okiem surowych guwernantek, a okna całego świata pełne są czekających kobiet. Gotowych zebrać zgrabną rumaczą kupę na opał pod pierwszy wspólny schabowy. Wychowanych do życia w skromnej rozwiązłości. Podczas gdy miłość to choroba brudnych rąk, jak uczy przykład Lady Makbet. Nim pojawią się wszakże rozterki i zabawne aspiracje, kobiety szyją zamorską wyprawę i wykonują życie w gramatycznej stronie biernej, podczas gdy książę proaktywnie sunie ku wysokiej wieży, do warkocza, aby okazać awizo na księżniczkę, nie rujnując się przy tym całkowicie na napoje wyskokowe, bo w nieodległej przyszłości bocian i pierwsze bicie. Nie jest mu przy tym wszystko jedno, co po drodze, gdyż glejt dany wprost przez króla zezwala od wieków na niedbałe korzystanie z immunitetu od mandatów drogowych i pochopną egzekucję ius primae noctis w zaułkach i bramach, choć dla księcia jaka to przyjemność, tyle krzyku o nic. Czy kobiety doprawdy nie chcą być gwałcone, skoro same się proszą, i od dziecka wiedzą, po co makijaże i zsunięte z de jak definicja spódniczki. Ach, życie. Panie takie ładne i takie smutne. Niech czeszą warkocze. Samo się za żonę nie pojmie.

Czy gdybyśmy tylko czytały inne książki. Gdyby w rycerskiej Europie nie było konkursów piękności, a nasza rękawiczka tak bardzo nie spodobała nam się na tle zbroi. Czy gdyby Śnieżka trochę więcej piła i nie miała dyskretnego manicure mimo męczących prac domowych dla siedmiu naprawdę niskich kolesi. Czy gdyby nasze koleżanki księżniczki z kilkuset lat literatury, malarstwa portretowego oraz filmów 3D były proporcjonalnie mniej głupie i mniej piękne, a Walt Disney nie poszedł się zamrozić, żebyśmy sobie nie myślały.

Czy miałybyśmy inne kartoteki, sukienki, rany, język, losy?

Czy uszłybyśmy wreszcie z życiem z tej epidemii, w której nawet, a może przede wszystkim kobiety od kobiet zarażają się stereotypami, dziedzicząc wenerycznie marzenie swojej części gatunku?

Czy naprawdę o nas tutaj chodzi.
Czy to naszą historię wypadałoby zmienić.
Nie wiem, nic nie wiem, nie porozmawiamy, mężczyźni już jadą na obiad. Długo myją ręce.


Komentarze

  1. Jest nadzieja. Bo mamy córki.A i syn się trafia. Pamiętajmy swoją złość - i wychowujmy wbrew. Inaczej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się :-) - Jak widać wpis wyżej, indoktrynację możemy uważać za dokonaną :-)
      Ale tak, tak serio - ogromnie staram się niczego w dzieciach nie ustawiać pod to nieprzerwane, nieznośne dyktando stereotypów, które z pokolenia na pokolenie i kolcem w pamięć i poczucie wolności. Mogę nawet dać ogłoszenie:

      Aaaby każdy stereotyp odwrócę ogonem.

      Więc tak, zgadzam się, i wychowuję wbrew. I żyję wbrew. Też.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. wybór kawalerów wyśmienity, do rozpuku. Chociaż litery tak poskładałaś przecież - nie ma się z czego śmiać - o ironio. Najpiękniejszym ratunkiem zagubienia.
    Tej szczypty życzę ci przed i po kolacji, do kolacji i pomiędzy wszystkimi przecinkami :)
    I nie pogadamy? No szkoda :) Chociaż nic nie mam do powiedzenia, bo ja jednak z przekory jakoś nawet wbrew literaturze, czy wychowaniu na ten przekór poszłam z losem się mierzyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maryś, ale opowiedz, proszę. Jak to poszłaś się z losem mierzyć? Bardzo ważne to wszystko. Zobacz. Takie wszystkie duże jesteśmy, a tak to porusza. Bo nie mija światu wcale, a dowody jeden post wyżej. Jeśli Tobie udało się zapanować nad czymś, poopowiadaj, jak, jakim sposobem. Bardzo proszę.

      Usuń
  3. Śmiałam się, śmiałam i nagle przestałam :/

    Jak tam, Katachrezo? Żyjesz po tej awarii dysku? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyję, dla ułatwienia oddali komputer najpierw z radosnym komunikatem "naprawione, nic poważnego, 50 zł", po czym laptop działał godzinę i zmarł. Całkiem. Nie zdążyłam zrobić nawet kopii zapasowej. Pan w serwisie szczerze zaskoczony zapytał, czy pracownik mi nie powiedział, że to jest bardzo tymczasowe rozwiązanie. Otóż nie. Więc jakby telenowela brazylijska, płacz i zgrzytanie zębów, mam teraz już na serio dysk do wymiany i wszystkie dane do odzyskania, poza sporadycznie wysianymi w poczcie plikami tekstowymi. I wyznam szczerze, że jest to nadzwyczaj przygnębiające uczucie, póki nie wrócą zdjęcia, wspomnienia i lata pisania. Ech.

      Usuń
    2. Najważniejsze, że da się odzyskać dane :) Szkoda by było Twojego pięknego pisania.

      A swoją drogą bardzo polecam dysk google - wejście z konta google. Ktoś znajomy z sieci mi podrzucił pomysł i bardzo się sprawdził. Nie trzeba wlec wszędzie laptopa, masz dostęp do wszystkich danych z każdego miejsca i z każdego urządzenia z internetem... Możesz tam narzędzia do edycji tekstu. Co prawda też nie przeniosłam tam wszystkiego, bo jednak sporo tego, ale od jakiegoś czasu tam tworzę dokumenty. Serwery google na pewno mają lepsze zabezpieczenia niż my, szaraczki, przynajmniej chciałabym w to wierzyć ;-)

      Usuń

Prześlij komentarz