Dziewczynka orwo kolor

city colors by Katachreza


Wydarzam się teraz trochę częściej. Znowu. Odrosłam sobie jak ogonek zwinki, porzucona przez siebie w czasach zagrożenia. Zachłannie zbieram  kolory. Nowe i używane.

Nierealnie różowy niedopałek, pół spranej tęczy dziecięcych koszulek, trzy chude kolorowe torebki spięte żółtym paskiem, przejrzałe truskawki, ogórek, maślana zieleń sałaty cukrowej.

Staranne nazwy owoców i warzyw na brudnych straganach, w biegu skanuję kartoniki kodowane flamastrem. Ziemniak polski. Nasza truskawka. Wiosna importowana powoli przechodzi w krajową; nad rynek wraca zapach identyczny z naturalnym, ciepła zapowiedź leciutko sfermentowanych wieczorów.

Kalendarz stojący w miejscu znowu ruszył, mój ojciec jeszcze raz kosi pierwsze w roku wysokie trawy i udziela się towarzysko w przykościelnym Towarzystwie Dobrej Śmierci; jest to rodzaj ćwiczeń. Mama sieje, żeby zebrać, ale jak co roku nie wie, czy człowiek tego groszku, buraczka dożyje; ze mną udało jej się już trzydzieści sześć razy, z moją siostrą już ponad pięćdziesiąt. Więc groszek kolisty. Wszystko gotowe, ojciec wynosi na słońce garnitur z pięćdziesiątej rocznicy ślubu, ma wystarczyć. Mama ciągle nie wie, w co się ubrać.

Ja wyszłam z ich domu przez sklep z pamiątkami. I szafę czarnych ubrań. Powolna wylinka ze spranego płaszcza Konrada; wyrosła mi świeża turkusowa skóra, czuję się zabliźniona jak nigdy dotąd. Dostałam konwalie od E. i bzy od Zuzanki. I starą ulicę ciężko pachnącą upałem i dzikimi kwiatami, pomyłka dzielnicy i przepowiedni deszczu dziś jeszcze na moją korzyść. Jest noc śpiewających ptaków, dopiero teraz odzyskują przestrzeń. Rozumiem je dobrze. Słucham ich kosztem snu, płacę nim za wszystko, ale mnie też dopiero teraz słychać.

Moje niedaleko od szosy. Moje smutne. Moje miejskie grzebanie w śmietniku dnia. Mój brak ogrodu. Kolory jak krople do oczu. Pozdrawiam Was, drodzy ludzie. Jestem sobie. Blisko.

Komentarze

  1. Macham łapką o poranku i śmieję się do monitora. Widziałaś jak wyraziste są kolory o wczesnych porach dnia? Wściekła zieleń na tle amarantu ;) Wkładam czerwone trzewiki i idę na warzywny targ. Jak dobrze, że jesteś.

    p.s. pisz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andersen byłby z Ciebie dumny :-) Uśmiechnęłaś mnie bardzo na dzień dobry dzisiaj! Narysuj ten kolor, proszę!

      Usuń
    2. Spróbuję :) nowe kredki jeszcze nierozdziewiczone.

      p.s. dodawanie komentarzy w tym szablonie przysparza mnie o białą gorączkę. trudne to niesłychanie i wymaga mniszej cierpliwości w odświeżaniu strony. Nie rozmyślasz przypadkiem zmiany na prostszy szablon?

      Usuń
    3. Nie lubimy mniszej cierpliwości - postaram się temu zaradzić, uprasza się o cierpliwość :-)

      Usuń
    4. Melduję posłusznie, że postawiłam na prostotę, koniec z przeładowywaniem się stron i zanikaniem komentarzy w niejasnej czkawce szablonu.

      Usuń
    5. Meksykańska fala! Prostota siłą designu! Dziękuję :)

      Usuń
    6. Ja Tobie dziękuję, że mnie namówiłaś!

      Usuń
  2. Kolor mnie ratuje. Kolorowe kwiaty na balkonie, kolorowe kubki, poduszki, plakaty, obrazy, zdjecia. Jestem kolorostka. Kolorami sie zywie.
    A jak macie ochotę to zapraszam Was do mojego domu:) na moim ulubionym forum wywnetrzniam sie wnetrzarsko ;) a ze tu sie sie czuje dobrze i blisko, to osmielam sie Was zaprosić. Koloru ci u mnie dostatek :) moze Was zasili.
    http://fotoforum.gazeta.pl/72,2,35,144335435.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamo w Centrum, jak ładnie tam u Ciebie! I znowu mowo mi odjęło z zachwytu, bo masz nad stołem - lampę mowo ! http://www.mowo.pl/bezy.html! Jak to! :-) Lampa przypadkiem przeze mnie znaleziona w sieci i wymarzona, nagle u Ciebie świeci, co za przypadek wspaniały!

      Usuń
    2. Dziękuję :-) Swój do swego ciągnie, Katachrezo :-)))))
      Bezy są cudowne, dają przepiękne światło. I projektanci Bezy są cudowni. Przemili, skromni, bardzo zdolni ludzie. Poznaliśmy ich przypadkiem i bardzo polubiliśmy. Jak możesz, to kup sobie Bezę, będziesz zadowolona!

      Usuń
    3. :-) Upoluję Bezę bez-względnie :-), już się kontaktowałam z projektantami jakiś czas temu i dostałam przemiłą odpowiedź, jedyne, co mnie wstrzymywało, to niejasna obawa, że Beza da mało światła, albo że jest mało trwała. Takie lęki przepowiadające :-)

      Usuń
    4. Katachrezo, Beza daje duzo, ciepłego swiatla :) Jest zrobiona z takiego dziwnego materiału - ni to papier, ni to fizelina. I jest to bardzo trwały materiał :) nie odksztalca sie, nie zolknie. Kurzy sie tylko, ale tak jak wszystko, ale wytarczy przetrzec szmatka i po wszystkim. Ja te lampy odkurzam odkurzaczem :) Monika i Wojtek mówili mi nawet, ze mozna ja dać pod prysznic, ale jeszcze nie próbowałam.

      P.s. Super, ze zmienilas format bloga :)) w końcu bede widzieć zawsze komentarze.

      Usuń
    5. Dzięki za informację o trwałości Bezy, to przesądza sprawę :-)

      Ja też czuję ulgę po zmianie szablonu bloga na najprostszy, koniec ze znikającymi komentarzami i przeładowywaniem strony, samej mi to doskwierało, ale - szewc bez butów chodzi.

      A ja w swoich wpisach najbardziej lubię Wasze komentarze i dużo fajniej mi teraz odpowiadać :-)))

      Usuń
  3. Zachwycający tekst! Wpadający z rozbryzgiem.
    Tylko ci rodzice ... Jest AŻ tak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga M., rodzice - AŻ tak. Tę ich historię z histerią staram się rozwinąć wstecz, żeby jakoś uświadomić samej sobie, w czym wyrastałam, do czego zostałam przywiązana siłą. Poza kościołem, z którego również wyszłam przez sklep z pamiątkami. Za anegdotą i obrazkiem ze słonecznych dni majowych - budząca moje własne niedowierzanie, gdy policzę lata, historia czekania na śmierć i starannych przygotowań. Odkąd jako chyba 14-15-latkę mama zatargała mnie ze sobą do kardiologa, który dał "wyrok": arytmia, nadciśnienie, odkąd był 1, 2, 3 zawał, blok lewej odnogi pęczka Hisa, stałam się na wiele lat, już ponad dwadzieścia, najmłodszą córką-sanitariuszką, chowaną na wypadek gdyby, do pielęgnacji i czynności szpitalno-pogrzebowych. Tą, która pojedzie usłyszeć od ordynatora, że ojciec ma raka i tą, która ma być pociechą starości. I choć teraz nielogicznie, bo na nareszcie starą ich starość - staram się stamtąd wyjść za kaucją, zostałam potężnie zablokowana tym nieprzerwanym lękiem, że może coś się stało. Nigdy nie wyłączam telefonu, co równie nielogiczne, nigdy do końca swobodna, bo sterowana zdalnie strachem o życie. W domu rodziców wre cotygodniowa praca na ostatnią godzinę. Ojciec naprawdę uczęszcza do TDŚ i odświeża na słońcu garnitur, mama hobbystycznie planuje pośmiertną logistykę, odprowadzając jednocześnie co miesiąc skromne składki na ubezpieczenie pośmiertne i we łzach pytając, czy będę przyjeżdżała na cmentarz. Nie jestem pewna, czy wszyscy rodzice tak robią na starość, chciałabym wierzyć, że nie.

      Pozdrawiam Cię i dziękuję za rozbryzg!

      Usuń
    2. Ale jest w działaniach Twoich rodziców cos magicznego, niezwykłego. Ludzie boja sie śmierci i myślą, ze jak nie bede o nim mówić/myśleć to nie bedzie ich dotyczyć.
      Starsi ludzie na wsiach tez przygotowują sobie stroje do trumny za zycia. Czasem trzeba sie spotkać z Pania Śmiercią, zeby w pełni żyć.
      Choć oczywiście szantazowaniem Śmiercią za zycia jest mocno nie fair!

      Usuń
    3. Trochę za wcześnie zaczęli te przygotowania do śmierci. Z wieloma rzeczami to się zbiegło, u mamy - z chorobami, a potem z odejściem z pracy na emeryturę. U ojca chyba też pod koniec pracy zawodowej gładko nastąpiło maksymalne zaangażowanie w kościół i religijność "pozaziemską". Jakby w tym świecie już nic dla nich nie było. Nic w ofercie. Muszę to naprawdę jeszcze porządnie przemyśleć.

      Usuń
  4. Nie wszyscy żywi są po stronie życia. Za życiem trzeba się wyraźnie i mocno opowiedzieć. To jest wybór. Zazwyczaj dokonuje się całkowicie poza świadomością.
    Nie jest to też kwestia wieku. Znam młodych ludzi, którzy "nie żyją".
    Tylko niektórzy rodzice to robią sobie i dzieciom.
    Niektóre dzieci robią to swoim rodzicom.
    To straszny temat i nie ma tu winnych.
    Och ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam od lat poczucie, że moi rodzice stanęli z jakiegoś powodu nie po tej stronie życia, co trzeba i że ten gest u każdego z nich jest zupełnie czym innym powodowany. Do głowy ojca strach zaglądać, bo prawie całą zajmuje Maryja. Ale mama - mama robi coś arcydziwnego. To przedłużenie gestu "człowiek już taki stary i brzydki". I muszę o tym jeszcze pomyśleć. I może o tym, dlaczego każde z nich robiło to nam.

      Usuń
    2. Myślę, że większość rzeczy, tych cudownych i tych okrutnych, "robimy" najbliższym, bo są najbliżej. Są na nas w jakimś stopniu otwarci (oj, czasami wręcz "wypatroszeni")i jest silne, żywe dzianie się. A przecież wszyscy żebrzemy o Uwagę i miłość. Rodzice - pieniędzmi, chorowaniem, wieloletnim umieraniem, okrucieństwem, uzależnianiem, itp.
      Dzieci - chorowaniem, agresją, kradzieżami, świetnymi ocenami, poddańczością i rezygnacją z własnych pragnień, itp. To oczywiście drastycznie wykrzywiony obraz.
      "Przyszedłeś do mnie z siekierą, a więc nie jestem ci obojętny!" :)
      Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
    3. Oj, nawet nie wiesz, w jak czuły punkt tu trafiłaś. Rozplatam dla własnego zdrowia te wszystkie cuda, którymi mnie wachlowano i staram się szukać dla nich jakiegoś wyjaśnienia - to, o którym piszesz, jest chyba najważniejsze. A siekiera - występowała w roli rekwizytu w słynnych w całej wsi akcjach mojego ojca, który w chwilach szaleńczej i urojonej zazdrości o mamę szedł "na sąsiada" jak na Berlin. Pamiętam, kiedy byłam mała, była jedna akcja z siekierą niesioną teatralnie na plecach. I druga, z kanistrem benzyny tamże. Skończyło się na ostentacyjnym wyjściu na ulicę "z zamiarem", tym niemniej nie było to neutralne rozgrywanie relacji międzyludzkiej. Ufff. Ja też Cię serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  5. Oj blisko... tak czuję:)
    A kolorami obtaczam się zachłannie, jak jajkiem i bułką;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. oj weszłam pierwszy raz i zostanę, czy chcesz czy nie :)

    Chyba docenię mojego ojczyma, który trzyma najlepsze koniaki i wina na swoją stypę.
    Obiecuję, że nakopiec mu poleję z tego najlepszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bosko, że weszłaś, o jak się cieszę, że i Ty tutaj! Ogromnie chcę, żebyś została, no ba!

      Koniakami i winami ojczyma jestem owszem szeroko uśmiechnięta, to się nazywa podejście, nie wiem, czy aby na pewno do życia, ale podejście :> To jest chyba rąbek jakiegoś ogólnego szaleństwa pogrobowego, co by wskazywało, że nie takie to znowu poukładane, jakby się naszej pyskatej cywilizacji wydawało.

      Pozdrawiam serdecznie, ubawiona obrazkiem monopolowym :>

      Usuń

Prześlij komentarz