Lekcje kaskadowania dla dziewczynek i kobiet


Mirror madness by Flippant Media


W spóźnionym orędziu noworocznym dla mieszkańców tutejszego internetu zaledwie jedna obserwacja.

Otóż, kochany narodzie, dziewczynki trzeba uczyć delegowania zadań.

Resztę już nieźle potrafią, albo zdążą się nauczyć.

Jak zawsze, mówię z perspektywy prywatnej, patrząc na siebie pod mikroskopem ostatnich lat i miesięcy.

A zatem: od najwcześniejszych lat należy dawać dziewczynkom lekcje kaskadowania i oddawania obowiązków, cedowania pracy na innych, osmotycznego rozpraszania odpowiedzialności na pozostałych obecnych w projekcie/ grupie/ rodzinie/ życiu.

Trzeba dziewczynki regularnie zachęcać do drobnych porzuceń i niewykonań, pielęgnować nawyk rozstawania się z poczuciem odpowiedzialności za wszystko i wszystkich, ponieważ dziewczynki zwyczajowo są wykonywane z materiałów dobrze izolujących pękanie w szwach i zręcznie noszą stromo ładowane torby z zakupami.

Dziewczynki mają do pilnego nadrobienia nie tyle dzielenie się wiaderkiem w piaskownicy i niekoniecznie dzielenie się czekoladką. Dziewczynki mają do uzupełnienia na cito pełen zakres dzielenia się odpowiedzialnością, zarządzania wykonaniem niekoniecznie przez siebie i wymagania od innych. W połączeniu ze zrównoważonym rozpoznawaniem, gdzie się zaczyna, a gdzie kończy wolność osobista jednostki, oraz z umiejętnością obliczenia kubatury wolności własnej, tak aby z minimalnym wyprzedzeniem powiedzieć: tam będzie dość, nie biorę.

Drogi narodzie, zerkałam w lusterko mikroskopu w radykalnym przeciążeniu ostatnich lat. Nie podobało mi się, zmieniam, ale wciąż wymaga wiele pracy. Wiem jedno: nie tak mnie uczono. Zacisk zębów projektowano do największych przeciążeń, miałam sobą orać, sama, do siebie, taka fajna (at)laska, że do rany przyłóż. (Albo, jak usłyszałam na szpitalnym korytarzu w zalotnym dialogu na trasie oddziałowa - pielęgniarz, że do odleżyny chyba)

Kochany depozytariuszu genomu, srebrny dziedzicu kopystki, wałku trwałej w nylonowym obłoku fartucha, siło ługiem szorowana do białości, zarzekam się, że poznałam rozliczne urocze kobiety, które są już jakby nieco niespokojne, ale jeszcze trochę na siebie wezmą, ponieważ to zmieszczą, przecież nie wypuszczą, gdyż uczono je, aby zmieścić i mówiono, że zmieszczenie jest dobre, a nie pokazano, że jeszcze lepsze jest podzielenie się pracą.

Narodzie, pobaw się z dziewczynką, naucz ją realizacji projektu i zarządzania zespołem, naucz uprzejmej wymowy poleceń, bo dziewczynka jest już wystarczającą grzeczna, siedzi cichutko i dyga, a powinna pilnie powtarzać:

- Proponuję, abyśmy podzielili się zadaniami w następujący sposób...
- Potrzebuję...
- Możemy wspólnie...
- Razem przygotujemy...
- Poproszę Cię o zrobienie tego na jutro, a Ciebie tamtego na dzisiaj...

Przygotujcie jak najszybciej ćwiczenia, a ja tu sobie potrenuję pracowicie własne rozproszenie odpowiedzialności, w modelu dekoncentrycznym, od-siebie-do-innych. Uczy mnie siła wyższa, kolizje nieszczęść, własna niemoc nie pozwala nareszcie zachować się inaczej, więc już nie mam wyjścia.

Daję drobne i większe dyspozycje, przekierowuję rozmowę na współplanowanie, zdejmuję z siebie.
Nie, dziękuję, sama nie dam rady.





Komentarze

  1. Ach! Każde słowo na wagę złota. Śmieję się do każdego. Dla Zosi drukuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyklekam przed drukarka! Ty... ty... w samosedno ty!

    OdpowiedzUsuń
  3. I dlatego właśnie TY MUSISZ PISAĆ!

    OdpowiedzUsuń
  4. Osmotyczne rozproszenie odpowiedzialności zamiast toreb stromo ładowanych zakupami. Pisz. Z wiekiem jak się wysycha to staje się człowiek ekstraktem z samego siebie. Łatwiej wtedy oddzielić się od innych.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję. Trafiasz w sam środek. Wieszam wydruk na widoku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy nie byłam w tym zbyt dobra...ale uczę się ostatnio, próbuję. Otoczenie ...delikatnie mówiąc-niezadowolone. W nosie to mam :) Dzięki za ten tekst, daje siłę
    Aleksandra

    OdpowiedzUsuń
  7. czuję to w sobie, głęboko - to zaciśniecie zębów: "zobaczycie, że dam radę, sama". Takie tam...

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję, bardzo dziękuję, to kwintesencja tego co - nigdy niewypowiedziane - tkwi głęboko i popędza, popędza, popędza do utraty tchu, i wielu innych rzeczy, dużo bardzie osobistych.
    Że życie MUSI być ogarnięte (skąd innąd prawda) i skoro inni zrobili tyle ile uważali to reszta przypada na MNIE i - zasuwaj młoda!!!
    Matko, co za pokrętna logika siedzi we mnie ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz