Zjeżdżalnia

Nicola Tesla in his Laboratory


Zsuwam się z ostatnich dni nieprzytomna, spać. Zjeżdżalnia jak zawsze w wygodnym kształcie wstęgi Möbiusa, budzę się ciągle po tej samej stronie. Choruję chyba na przewlekłą fikcję. Bo przecież niemożliwe, żeby coroczne nieszczęścia miały taki dar regeneracji i wracały jak zły szeląg w tym zdzierskim systemie płatniczym "sobą za życie". Straszna lichwa.

Więc jak co roku o tej samej porze, siedzę na tym cholernym przerdzewiałym wieczku od puszki Pandory i dopycham je nogą. A tak okropnie chciałabym pójść w miasto z butelką wina i kraść tulipany z zieleni miejskiej.




Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Poszłam. Kompletnie przetrącona nieoczekiwaną swobodą. Bez wina.

      Usuń
    2. Ja sobie wciąż obiecuję, że jutro to już na pewno... i wciąż brakuje mi detonatora;)

      Usuń
    3. U mnie paradoksalnie detonatorem był wybuch :> To rodzaj bezwzględnego zalecenia pójścia w siną dal. Nie polecam :-) Lepsza premedytacja i troska o siebie nie tylko w wersji biegnącej, o której przypomniał Bebeluszek.

      Usuń
    4. No! Do or not do! Jak mówił Joda! idę polać!

      Usuń

Prześlij komentarz