Dzień poltergeista

God, save the Barbie!


Otrzymaliśmy dziś w dostawie ogólnokrajowej dzień podwójnie wolny z miętówką mistyczną racjonowaną przez wspaniałomyślne państwo.

Pod moim stuletnim balkonem chodzą odświętnie ubrani konkwistadorzy skromnie gasnącej epoki naziemnej i anonsują niedzielę. Cały ten zgiełk taki dziś ładnie wytłumiony dobrym wychowaniem, choć z mimowolnych skrzywień trajektorii ruchu wynika, że duch święty latał kędy chciał, a nie zawsze udawało mu się odbić od absolutu w nielicznym monopolowym na stacji benzynowej.

Szanuję stadną apokalipsę niedzieli, która dokona się jak co weekend nocnym powrotem lokalnego taty. Sprężyna tygodnia nakręca czas kolisty, który być może spóźnia się o całe jedno zmartwychwstanie, ale nigdy nie marnuje dobrej okazji. U wszystkich dokwaterowani Kacper Melchior Baltazar, jak to wszystko odchować, wyżywić, a imienin ile. I ot, co rok - prorok i lato, niewierzący na plażę, wierzący na tłumne nabieranie wody święconej do słoiczków po keczupie, będzie na popitkę i kamień nazębny.

Małe Polski. Plemiona telewizyjne, zasypiające ufnie nad gazetką promocyjną z Tesco. Poprawiające sobie widoczność wymianą osiedlowego kina na Biedronkę. Całe jedno pokolenie jak dotąd nie wstało z kanapy. Niechby i testy gimnazjalne były z gazetek reklamowych. Okazje wielokrotnego wyboru. I trudne obliczenia na alkomacie jednorazowego użytku, jeśli wypiłem cztery piwa, to kiedy będę mógł prowadzić. Wiedza powinna być codziennego użytku. I utwierdzają dzisiaj krytycy u Zimno, żadnych bójek na Kopalińskiego, nauczmy się wreszcie.

Tabletki na życie w tym kraju jeszcze długo będą z krzyżykiem.


Komentarze

  1. Nie zdawałam sobie sprawy, jakie to szczęście nie być "ukrzyżowanym" przez rodziców. U nas w domu kościelność była bardzo łagodna i nieinwazyjna. Się chodziło i już. A później rodzice przedstawili mnie Tatrom i tam sacrum świszczało wichrem po turniach i dyszało w dolinach i już niczego więcej w tej kwestii nie trzeba było szukać ...
    A teraz bardzo lubię sobie pośpiewać w wiejskim kościele, ale się łokrutnie wstydzę, bo jak tu przyjść, skoro nie chodzę? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę w takim razie, bo nawet ludowego, kulturowego waloru nie dostrzegam. A to coś zupełnie innego przecież.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja nie zazdroszczę. Nic a nic. Jeno dzieci przygotowuję do serwowania sobie niczego na ból jestestwa. Tabletki z krzyżykiem już odeszły. Pomimo, że leżały i leżą w szufladce pokoleniowej. Ale więcej nas takich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Pokoju Książek, jako i ja przygotowuję. Ładne. Chciałabym czasem mieć skromnie uwity z gałązek niekoniecznie cierniowych moduł mistyczny, żeby mi hulał po spustoszonej głowie jak po Tartach, o których pisze M. Ale zrobiłam sobie dzisiaj wzruszenie za pomocą uderzania w klawisze elektropianina najmłodszej córki. Że aż poszła późno spać, czyli jak zwykle, ale dzisiaj dlatego, że tańczyła do tego, jak jej grałam. I hulało. Po wysokim C. A to witamina przecież.

      Usuń
  4. A może ten moduł mistyczny upakować w wiarę w siebie samą. Z całym dobrodziejstwem inwentarza. I koniec. Pełna odpowiedzialność. Z witaminami a bardzo nieczęsto z nutką cierni. Wszak dualizm potrzebny, żeby dobre okulary założyć.
    I, moim zdaniem, nie będzie to egoizm.Paradoksalnie - więcej i lepiej innym z siebie wtedy. Dać można.
    Dla mnie to droga w jedną stronę. I, dobrze mi z tym.
    A przy ziemi, tu i teraz, wysoka wit. C i piano - cudnie. Jeszcze się uczę uważności i spokoju do tego. Pozdrawiam Małgorzata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypominam sobie siebie, bo już mnie od tego brania ze mnie prawie nie było - odrastam. Na witaminach własnych i - Waszych.
      A teraz nieprzytomna ze zmęczenia - spać. Do jutra, Małgorzato. Serdeczności.

      Usuń

Prześlij komentarz