Spacer

summer desktop by Katachreza
Dziś był niedorzecznie letni spacer, jak przez pulpit Windows.

Błękit drgał w słońcu jak krawędzie nadpalonej kliszy, widok był czysty, kwiaty dość nowe, horyzont z tlenu i wodoru.

Wycieczka była prawdziwa, męcząca i poocieraliśmy się o niemal niedepilowane łono natury, nie licząc znaku ograniczenia kierunku jazdy dla koni. Poznaliśmy wszystkie komary w lesie, już byliśmy skłonni dać każdemu imię, ale wszystkie zaczynały się na k, jak to u komarów.

Kiedy przyszło do zrywania malin nad Wartą, okopaliśmy sobie całą szóstką kostki z radości, ale potem przyszedł stan lękowy - jagód nie wolno niemytych, to może i malin nie wolno? Taka u nas teraz natura denaturata, odzwyczajeni jesteśmy, dzieci jakby cieplarniane, choć my z niejednego kapsla w dzieciństwie piach jedliśmy, więc niepewnie powzięliśmy umiarkowanie w jedzeniu widoków, maliny tylko z górnych gałązek, te nieobsikane. Dobre, małe, słodkie, robaczywe, odwijane z letnich pajęczyn i kurzu.

I rzeka popachniała rzeką, duszne trzciny bez miejsca dla ludzi, dryfujące srebrne puszki, lekkie folie, turkusowa ważka przezroczem skrzydeł ścinała dla nas powietrze, było tak nudno jak w filmie, kropkowane ławice bezimiennego narybku jadły nam z rąk porządnie skruszone paluszki, byliśmy cali posypani piaskiem jak niedzielne popołudnie na wyspie Grande Jatte, letni obraz bez puenty, wielka woda.


Komentarze

  1. Uwielbiam Twoje słowa. Karmię się nimi jak chlebem.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja pod taflą stop klatek wyczuwam ciągle strach... Tylko nie wiem- Twój, czy mój? Jest coś przyciągającego w Twoich postach, coś, co wciąga pod powierzchnię. Wciągaj, wciągaj, nie puszczaj!!! :)

    Całe szczęście, że bez puenty...

    Pozdrawiam Cię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też Cię pozdrawiam, o Walcząca z Istotą Gąbczastą :-) Przeturlałam się ubawiona po puchatych postach u Ciebie i Kaczki. Mistrzynie :-))

      Strach, owszem, może być mój, uprzejmie razem z nim pozdrawiamy. Ale mam kolejny nowy trop :-), opowiem niebawem.
      Po kłębku do nitki teraz.

      Usuń
    2. Walki nie widać końca. Myślałam w swej wrodzonej i nabytej wtórnie przez lata naiwności, że będzie to drobna potyczka, ot, wyzwanie dnia. Tymczasem to wybuch bomby jądrowej z nuklearnym podmuchem. Papasan schnie schnie schnie..... Dziwne, bo na dworze tropikalne upały, a on się zachowuje jak zmumifikowany i zawinięty w folię spożywczą, hm. Broni wody jak papasańskiej niepodległości. Bogowie aury mi sprzyjają, aż strach pomysleć,że przy drobnym deszczu gotów zakwitnąć. Jak kwiat paproci; piękny musi być azjatycki kwiat papasana!

      Nie mogę doczekać się nitek u Ciebie!!

      Usuń
  3. Tylko czytać i czuć kolejną kroplę potu spływającą po karku.
    Jedzcie, na zdrowie (sic!) :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak nudno jak w filmie, no właśnie tak jest.
    Czasami w momentach całkowicie prawdziwych, katapultuje mnie coś na orbitę i staję się widzem, mimo, że chcę być w środku.
    Fantastycznie napisałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M., poddałaś mi ten obraz, kapitalny, taki jak trzeba, no właśnie katapultowało mnie na orbitę, tak właśnie jak napisałaś i tak mi się czasem zdarza, często w gęstych chwilach, czuję, że jestem na zewnątrz sytuacji. A Ty - masz tak w tych dobrych chwilach, czy tych trudniejszych?

      Usuń
    2. Chyba bez podziału na dobre i złe.
      Przede wszystkim gęste, jak powiedziałaś.
      Najeżone moimi oczekiwaniami.
      I ja bojąca się poczuć zbyt mocno?
      Nie, ja bojąca się, że nie poczuję.

      Usuń
  5. Zjadam pomimo przestróg, maliny i borówki prosto z krzaka. Słodycz ryzykiem doprawiona smakuje wybornie;)
    Podobnie, jak Twoje metafory, uwielbiam!
    Ważka, która skrzydłem ścina powietrze, potrafi i niebo całe pociąć na kawałki, stąd jej barwa i mamiący urok:)
    Ponoć ma trzysta tysięcy luster w oku... i jak się jej nie bać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alko, dziękuję :*, a maliny i borówki zawsze smaczniejsze od metafor, język wszystko for-malina, ale każda z nas wekuje obrazki i historie, na zimę :-). O ważkach nie wiedziałam, że takie lustrzane, widzę tylko kolor, jestem pies na kolor, a Ty?

      Usuń
    2. Pardąsik, że się wtrącę. Ważka, podobnie jak inne owady ma oko złożone z fasetek, czyli oko fasetkowe, coś niesamowitego, bo każda fasetka to jakby pojedyncze oko. Owad powinien widzieć świat powielony po tysiąckroć, tymczasem nie. Fascynujące. Dlatego o tym piszę, a nie, że fascynujące wymądrzanie.
      Jakby co, to zdzielcie mnie szufelką przez kok.

      Usuń
    3. PandeMonio, popatrz, a Anna Maria tak śpiewająco zapewnia mnie, że jednak lustra;)
      Tak, czy siak, jest to istotnie fascynujące!

      Katachrezo, zdecydowanie! Kolorem się żywię, bez niego usycham.

      Usuń
    4. Alcydło, lustra brzmią bardzo poetycko, jestem za lustrami! :)

      Usuń
  6. Tylko w niepryskanych robaki, czyz nie tak mowia na miescie?
    I tej wersji bede sie trzymac.
    Bylebyscie tylko szalej omijali z daleka ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To znaczy, że jedliśmy najbardziej niepryskane maliny na świecie :-)
      Szalej zdarza mi się głaskać, ciekawe, czy to by wyjaśniało moje anomalie intelektualne?

      Usuń

Prześlij komentarz