Bardzo niedobre pytanie


"Now where did I leave my keys?" by Bill Plympton

Nie piszę, bo leżę pod lawiną, a żaden bernardyn z beczułką Ovomaltiny mnie jak dotąd nie odkopał, więc znowu będę musiała sama.

Oczywiście tak, wszystko jest po coś, chociaż jak zawsze to moje wszystko wydaje mi się nieco nadmiarowe i ogólnie nie zamawiałam.

Prostolinijnie wyznaję: mam tej skali zły nastrój, że przychodzę po wsparcie.

Nie mogę nic więcej napisać, mogę tylko zapytać.

Co Was na co dzień najbardziej dręczy/ wystrasza/ przeraża? Szczerze. Błagam. Na co ponuro patrzycie, jaka przeszłość lub przyszłość morduje Waszą energię życiową, przed czym uciekacie, czego zaniechaliście, choć nie wolno było, co nie daje Wam spać po nocy, co paraliżuje ruchy.

To moja zła ankieta, brzydkie pytania, z tych, co nie nadają się do historii sukcesu.

Co Was spala.

Chociaż moglibyście coś tam. Albo mniej, albo więcej. O czym niechby i ktoś z zewnątrz, z komisji weneckiej osób postronnych mógłby powiedzieć "człowieku przecież tu się nie ma nad czym zastanawiać". Bądź jeszcze inaczej, ale wiedziałby lepiej, nie to co wy, albo wskazałby specjalistę od, albo polecił znaleźć ratunek w sobie. "Rozwiązanie jest proste."

Więc co Was dręczy.

Porzućcie swoje awatary, piszcie w komentarzach anonimowo, piszcie z konta psa lub kota nieżyjącej kuzynki, obojętnie, ale piszcie serio. Na nogach sztywnych od strachu, chociaż miało się być takim kimś innym.

Potrzebuję spotkać się w sprawach grubych.

No to czekam.




Komentarze

  1. Boję się, że oślepnę i przestanę patrzeć na świat, nie dość, że przez obiektyw, ale w ogóle. Ale chyba bardziej, że powoli, bez wskazówek dla mnie, zacznę tracić rozum. Zaliczyłam już w nocy atak przypominający epileptyczny, bez opcji wybudzenia przez bliskiego, z którego ocknęłam się odpytywana przez panów z pogotowia, czy wiem, gdzie jestem. Albo że nagle nowotwór i będę miała krótki deadline bez możliwości przełożenia.
    Że umrze mi ktoś, kogo kocham.
    A z takich drobnych, ale o trzeciej w nocy trzymających mnie z otwartymi oczami i natłokiem myśli - że coś zawalę, że nie zorganizuję, że zapomnę i będą konsekwencje, że nie zaplanuję.
    I chyba codzienny, że w lustrze rano zobaczę starą kobietę. A przecież wczoraj miałam 25 lat i całe życie przed sobą.
    W konwencji anonimowości, ale wiesz, że to ja, 0,8 Filifionki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Że umrę i moje nieletnie i niepełnosprawne dzieci trafią w straszne miejsce bez miłości. Że nie umrę, a moje dorosłe dzieci nie będą nigdy samodzielne i zostaną ze mną na zawsze,a później jak wyżej. Że obudzę się za 10 lat i nadal będę w tym samym punkcie. I że do cna zdefiniowały mnie rzeczy, na które nie miałam żadnego wpływu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Alzheimera się boję. Zatyka mnie zawsze kiedy najmniejsza luka w pamięci, większe rozkojarzenie się pojawiają. Nie do opisania jest ta gula w gardle, krzyk wewnętrzny - wiem, brzmi pensjonarsko, ale ja krzyczę wewnętrznie - jest głośny i próbuje zagłuszyć strach, wyciszyć decybelami nieistniejącej skali dla nieistniejącego dźwięku. Myślę, że jeśli się przytrafi mi to choróbsko, to zwłasnej woli wyjdę na spotkanie Zegarmistrzowi Świata. Modlę się, by nie...
    Śmierci mamy się boję. Świat bez niej się skończy. Czy zacznie się jakiś nowy?
    Samotnej starości.
    Ostatnio do pracy się chodzić boję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Że nie będzie powietrza, którym można będzie oddychać, wody, która można będzie pić, ziemi, na której mogłoby coś wyrosnąć. Że przez ludzi zginą ludzie, zwierzęta, rośliny, grzyby. Zostaną tylko wirusy, karty bankowe i Internet.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierdolonego raka się boję.
    I że Mamy nie przytulałam tak często, jak mogłam, kiedy umierała.
    I że dziecko zostawiłam za wcześnie i wróciłam do pracy, choć nie musiałam, ale wydawało mi się, że muszę. A teraz widzę, że to tylko strach był.
    I że przemijam tak szybko.

    OdpowiedzUsuń
  6. Boję się, że się nie odważę. Co sprawi, że będę gorzka na wskroś.
    Spala rutyna i gonitwa za czasem.
    Gniecie własna niewiara w siebie.

    Wystraszają mnie też konsekwencje ludzkiej obojętności i strachu.
    Gniecie mnie bardzo, gdy widzę, że ktoś obok się spala i ze strachu nie robi tego, co czyni go wyjątkowo szczęśliwym.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeważnie, znikąd, zatyka mnie strach "że umrę, że kiedyś, że zaraz, że może teraz umieram, że może toczy mnie już rak, że zostawię tu dziecko". Boję się zostać sama. Wyhodowana w poczuciu niskiej wartości wiem, że sama sobie z niczym nie poradzę. Że nie mam żadnej mocy sprawczej. Że sama nie przeżyję. Paraliżuje mnie każda decyzja.
    Kiedyś zmagałam się z codziennymi napadami paniki. Serce wali, całe ciało sztywnieje, w gardle rośnie gula, nie mogę przełknąć śliny, oddychać nie mogę, gubię rytm, do płuc nabieram gorące powietrze bez tlenu, cierpną mi ręce i nogi, czuję jak mrowią palce, serce też zaczyna się gubić, dreszcz od karku przez plecy spływa do pośladków. Pocę się, dławię, kręci mi się w głowie, robi ciemno przed oczami. I to poczucie że UMIERAM. Tu i teraz umieram, i zaraz mnie nie będzie. Bałam się, że dostanę ataku paniki poza domem, że będę musiała umrzeć wśród obcych ludzi. Na przystanku, w autobusie, w pracy przy klientach. Bałam się wychodzić z domu. Ale też bałam się brać (i nadal panicznie się boję, więc nie biorę) jakiekolwiek leki. Nawet magnez boję się połknąć.
    Boję się, że nie przeżyję swojego życia, że cały dany mi czas przewegetuję ze sobą taką znienawidzoną, w tym nastroju marnym. Że nigdy nie uda mi się siebie polubić. Że nigdy w siebie nie uwierzę. Że nie będę szczęśliwa, spełniona.
    Boję się, że na wszystko jest już za późno. Ten strach noszę cały czas z tyłu głowy. Że na wszystko jest już za późno.

    Pomniejszych lęków jest więcej. Jestem zlepkiem wszystkich strachów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest za późno. Musimy powtarzać to sobie nawzajem, tak łatwiej będzie uwierzyć.
      A to ostatnie zdanie jest poetycko piękne, chociaż przeraźliwie smutne.

      Usuń
  8. Najszczerzej. Kiedyś najbardziej bałam się samego lęku, tego, że zaraz zacznę się bać. Mam nerwice lękową, dość dobrze zaleczoną. Teraz się tego nie boję. Wiem, że każdy atak lęku czy wręcz paniki mogę przerwać farmakologicznie. I właściwie nie muszę tego robić.
    Może dzieje się tak również dlatego, że teraz wiem, czego to wszystko dotyczyło. A dotyczyło - i dotyczy - lęku o to, że zostanie jak jest. Że zostaniemy tak z mężem, nie umiejąc już nic sobie dać ani od siebie wziąć. Że jak nic nie zrobię, to co najwyżej uda nam się JAKOŚ ZNIEŚĆ to życie. Przeraża mnie myśl, że za dwadzieścia czy ileś lat tak właśnie sobie powiem. I nie wiem, czy dam radę zrobić coś, żeby tak się nie stało. I jeszcze przeraża mnie myśl, że mogłabym go skrzywdzić, że przeze mnie mógłby cierpieć. To mnie paraliżuje i dlatego w tej akurat sprawie tkwię w bezruchu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Boję się, że moim rodzice umrą i zupełnie poza tym, że owszem, bardzo bym chciała, by to była jak najbardziej odległa przyszłość, i że jak każdy pewnie mogłabym relacje z nimi mieć lepsze, to boję się, że będę musiała zorganizować pogrzeb, a ja nie mam pojęcia, kogo i jak zaprasza się na pogrzeby. Sama bywania na nich unikam, jak ktoś ważny i bliski umrze, to wolę potem iść na grób w samotności. I nie jestem nieczuła, żebym się tylko przyszłym kiedyś ewentualnym pogrzebem martwiła, a nie śmiercią rodziców - to tylko zastępcza projekcja jakaś.
    Boję się, że może mam pochrzanioną psychikę, a problemami zdrowotnymi, nie spektakularnymi, ale mocno upierdliwymi czasem, tylko się zasłaniam, używam jako wymówek dla nieumiejętności ogarnięcia życia. Bo przecież inni jakoś sobie radzą, robią mnóstwo ekscytujących i niesamowitych rzeczy, gdy ja ledwie zdążę wstać i zrobić sobie herbatę.
    Boję się, że mój od dawna stale zestresowany organizm przegapi jakiś zbłąkany wolny rodnik i nienaprawiony kawałek DNA i rozwinie mi się gdzieś w środku paskudny nowotwór.
    Boję się fizycznego bólu, śmierci, niedołężności na starość. Boję się, że następnym razem jak potknę się pod prysznicem lub spadnę z krawędzi łóżka podlewając kwiaty na regale, rozwalę sobie łeb i się wykrwawię i nikt mnie znajdzie, dopóki się nie okaże, że jest niezapłacony czynsz za trzy miesiące.
    Boję się samotności i odrzucenia. Boję się porażek. Boję się kompromitacji.
    Boję się, że nie podołam rzeczom, z którymi ludzie wierzą, że świetnie sobie poradzę. Boję się czasem, że jak będę opowiadać o czymś, co mi się udaje nie najgorzej i co sprawia nawet przyjemność, to ktoś powie (albo choćby pomyśli), że nie mam kompetencji albo kto inny zrobiłby to lepiej czy bardziej zasłużył. Boję się, że inni mogliby pomyśleć, że na coś nie zasłużyłam, że w czymś nie jestem dość dobra. Boję się bycia ocenianą. I bycia w czyjejś ocenie nie dość dobrą.
    Boję się sytuacji, kiedy w jakimś aspekcie nie mam nad sobą kontroli. Zwłaszcza, kiedy będą mnie wtedy widzieć inni ludzie. I jest to ok o tyle, że nie będę raczej nigdy brać narkotyków, ale już niefajnie, że źle się czuję, gdy ktoś robi mi zdjęcia.
    Boję się, że mogłabym kiedyś stwierdzić, że jednak bym chciała być matką, i to tak na sto procent i bardzo mocno, a wtedy okaże się, że nie mogę. I że wcale nie powiem sobie, że no trudno, tylko się załamię.
    Boję się, że skoro stres i godziny siedzenia skracają życie, to mnie zostało tego życia może nawet mniej niż połowa i w takim razie w ogóle nie warto nic robić i z nikim wchodzić w żadne interakcje.
    Boję się, że nigdy nie odnajdę tego, co byłoby mi w życiu robić najlepiej - w czym byłabym dobra, co byłoby potrzebne światu i w czym byłabym szczęśliwa. Boję się, że kiedyś gdzieś przegapiłam jakieś metaforyczne rozdroże, za którym to było, i teraz już nigdy nie będę wiedziała. Boję się, że rzeczy, o które przez długi czas nie mogłam się odważyć spróbować zawalczyć, kiedyś miały moment, gdy mogły się udać, ale ten moment minął i nie będzie kolejnego. Boję się, że przegapiam jakieś szanse na rzeczy dobre i ważne.
    I boję się założyć bloga, bo nie byłby fajny i ciekawy. I że by się podśmiechiwali po cichu znajomi "z realu".
    Boję się, że nie ma we mnie absolutnie nic wyjątkowego i że pod tymi wszystkimi lękami i kompleksami nie kryje się żadna wrażliwość, która by ich istnienie usprawiedliwiała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, i jeszcze boję się globalnego ocieplenia, faszyzmu, wojen i przestępstw.
      I boję się pierwsza odzywać do ludzi, żeby się nie narzucać, tak samo jak się boję, że jestem żenująco beznadziejna, skoro czekam aż inni się odezwą. A oni tak nie mają, bo nie są kłębkami lęków i kompleksów i nie wyobrażają sobie w ogóle, że mogę mieć z tym problem.

      Usuń
  10. Że mój niemąż umrze przede mną. I ja na to umieranie będę patrzyła.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wymieść brudki, lęki i fobie spod dywanu wyparcia i dokonać recyclingu? Stanąć nago, w prawdzie o sobie samym przed brudnym lustrem? Zmarznąć i załkać? No nie wiem, nie wiem. Czy warto.

    Chyba wiem co. Boli najbardziej. Historia życiowych zaniechań. Zmarnowanych szans. Rzeczy, ludzi, idei po które nie sięgnęliśmy bo ręce się nam wydawały za krótkie.
    Okoliczności wręcz spuchłych od możliwości, w których się nie okopaliśmy wystarczająco gruntownie, daliśmy im umknąć, rozwiać się jak wiatr.

    Wszystko się może zdarzyć albo nie: choroby i wypadki, ale czas teraźniejszy i przyszły są takie nieokreślone, plastyczne i elastyczne, za to przeszłość, z którą nie sposób się dobrze rozliczyć, robi z nas owady zatopione w bursztynie, stężała, raz na zawsze.
    Tyle ode mnie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wojny, głodu, karabinów, spadających bomb, zrujnowanych szpitali, umierających dzieci, uciekania w nocy. Klimat się zmienia, świat się zmienia, zapowiada się kolejny rok suszy, będzie coraz mniej wody, jak nie ma wody, to nie ma jedzenia, jak nie ma wody i jedzenia, to ludzie zaczynają się zabijać. A przecież całkiem niedaleko, na Bliskim Wschodzie tej wody i tego jedzenia brakuje już od paru lat i dlatego oni wszyscy zabijają się nawzajem i uciekają do Europy, gdzie wita ich nienawiść. Boję się nienawiści między sąsiadami. Boję się, że nie zostawiliśmy naszym dzieciom świata, który nadawałby się do życia. I przeraża mnie, że tak mało ludzi to dostrzega. To jest to, co mnie dręczy i spala, chociaż przecież idę do przodu, działam, rodzę dzieci, uprawiam ogród... sieję, ale nie wiem, czy będę zbierać. Boję się końca świata.

    OdpowiedzUsuń
  13. Że któregoś dnia, w wiecznym sporze z sobą samą, zabraknie mi argumentów (lub po prostu odpowiedniego stężenia neuroprzekaźników) za tym, że powinnam kontynuować życie do samego końca.

    OdpowiedzUsuń
  14. Boję się:
    - Teraz najbardziej boję się o swoje dziecko, każdego dnia. Mimo, że jest zdrowe i dobrze się rozwija, boję się że to może się w każdej chwili zmienić.
    - Kiedyś bałam się, że zostanę zakopana żywcem i obudzę się w trumnie.
    - Boję się nowotworu mózgu - "ulubiony" w mojej rodzinie - albo, że któregoś dnia schylę się po buty i padnę nieżywa, a lekarze stwierdzą, że miałam potwornie wielkiego tętniaka i że może gdybym się przebadała wcześniej... (z drugiej strony, kiedy chcesz się badać, mówią ci żeś hipochondryk)
    - Czasem boję się zasnąć, bo mam nawracające koszmary. Są takie 3 sny, które czasem śnię naprzemiennie. Wszystkie 3 są na tyle przerażające, by budzić się z krzykiem. Po czymś takim człowiek ma się ochotę napić lub wypalić 2 fajki jedna po drugiej. Najczęściej w tych snach doświadczam mega przemocy ze strony obcych ludzi.
    - Boję się zwrócić uwagę kobiecie, która publicznie wyzywa swoje dziecko, albo kolesiowi, który wulgarnie zaczepia dziewczęta w tramwaju.
    - Boję się mieć odwagę. Mieć odwagę przekuć marzenia w rzeczywistość. Mieć odwagę rzucić dotychczasową pracę albo chociaż mieć odwagę postawić się w tej pracy (pewnie musiałabym potem szukać nowej)
    - Boję się odbierać od i wydzwaniać do obcych mi ludzi - nie odbieram nieznanych numerów, nie umawiam się telefonicznie do lekarza.
    - Choć do majętnych nie należę, to (w mym mniemaniu) posiadam wiele, dlatego boję się biedy. Znam ją osobiście i nie chcę więcej spotykać.

    Co mnie spala?
    - Najbardziej ten lęk, że się nie uda. Już na wstępie to wiem, że to nie wyjdzie. Albo że się nie nadaję. No bo gdzie, ja? Nigdy w życiu!
    - Z drugiej strony - wiem, że coś jest beznadziejne i zupełnie pozbawione sensu, ale muszę w tym tkwić i dalej to robić, bo: patrz wyżej.
    - Świadomość, że będę tkwić w pozbawionym sensu układzie. I że kiedyś tam w końcu stanę się zombie.

    Co mnie jeszcze dręczy?
    - Nie śpię, bo martwię się o rodziców, że zachorują, że umrą, że coś im się stanie.
    - Dręczą mnie niewykorzystane szanse w życiu, ale w sumie co mogłam zrobić? Miałam tylko kilkanaście lat. To wina zaniedbań rodziców, chociaż teraz nie chcę ich obwiniać.
    - Żałuję, że nie odwiedzałam częściej babci, kiedy jeszcze była sobą. I wiem, że niewiele jej życia zostało, mimo tego boją się, że umrze.
    - Żałuję, że nie odwiedziłam dziadka w szpitalu. Leżał w nim kilka tygodni. Czekał na nas, ja nie przyszłam, a on umarł.
    - Że ludzie są tacy źli, choć świat w którym przyszło nam żyć jest taki piękny. Że nie mogę pomóc albo że mogę w tak niewielkim stopniu. Przygnębia mnie świadomość ogromnej niesprawiedliwości, nierówności społecznej.

    OdpowiedzUsuń
  15. Boję się o dziecko, że kolejne operacje, że bez przeszczepu ani rusz, że śmierć nim życie.
    I że wtedy tylko obłęd.

    Boję się codzienności, bo ona taka nieprzystępna dla uczciwych ludzi, bo paskudna bywa i okrutna.
    I boję się tego, co ludzie ludziom potrafią zgotować, bo od wieków i wszędzie to samo, choć trochę inaczej.

    Jej, chyba pierwszy raz to z siebie wydusiłam. Nikt nigdy o to nie pytał. I... dziwne, ale dziękuję za to pytanie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Boję się wojny, że przyjdą, zbombardują i wypędzą. To moja obsesja do lat. Przymierzamy się do budowy domu, zastanawiamy, czy robić piwnicę, ja mówię: zróbmy, przyda się, jak wojna będzie. Mąż prycha i sarka, że jak będzie wojna, to po co w ogóle budować ten dom. Boję się, że umrę, a mąż zmarnuje chłopaków. Boję się, co wyrośnie ze średniego. Boje się, że moje dzieci zawiodą oczekiwania ich ojca.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja też. Ja też o dziecko najbardziej na świecie. Że coś jej się stanie, a wtedy nie będzie już dla nas sensu i celu.
    Boję się, że możemy nie mieć więcej dzieci.
    Boję się o swoich bliskich. Że coś się stanie rodzicom, a ja będę tutaj, na pieprzonej emigracji, na której jesteśmy przecież z własnej woli.
    Boję się wypadków i tego, że mogłabym zachować pełną sprawność umysłu przy pełnej niesprawności ciała.
    I drugi największy ze strachów, zaraz po lęku o dziecko - że po drugiej stronie może się okazać, że nie spotkam się tam z moimi bliskimi. Boję się myśli, że to życie mogłoby być jedyną naszą szansą na bycie razem.

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie wiem, czy się boję.
    wiem, że przechodząc wiaduktem nad Niestachowską za każdym razem zastanawiam się, co, właściwie, powstrzymuje mnie przed skokiem
    i wiem, że powstrzymuje coraz słabiej

    nie noszę w sobie smutku, ani strachu
    noszę przeraźliwą czarną dziurę, w której tonę

    OdpowiedzUsuń
  19. Boję się, że za mało wiem. Że za mało czytam i że nie jestem dobrym wzorem dla moich dzieci.
    Boję się, że najstarszy wyrośnie na kryminalistę.
    Boję się, że przyjdzie wojna i zabierze mi synów, męża i dom. A to jest jednak dla mnie wszystko.
    Boję się, że nie zdążę powiedzieć moim Rodzicom, że ich kocham.
    Boję się, że nigdy nie odkryję co tak naprawdę kocham robić i nie zacznę tego robić.
    Boję się,że na starość będę zrzędliwą zołzą, która twierdzi, że zmarnowała życie i za bardzo poświęciła się dla domu.
    Boję się, że jestem alkoholiczką.

    OdpowiedzUsuń
  20. -boję się, że zawsze będę pracować tu gdzie pracuję. że nie mam odwagi, że nie poznaję siebie i swoich ewentualnych talentów, że nie umiem zaryzykować. że nigdy nie rozkwitnę, ze zawszę będę smutna, że w końcu będę zgorzkniała.
    -boję się, że córce zaszczepiam braki swoje. że nie jestem "wystarczająco dobrą matką"

    OdpowiedzUsuń
  21. boję się o kraj tutejszy, co się wydarzy znów niedobrego, boję się o najbliższych, widmo choroby spędza mi sen z powiek, rozpadam się na kawałki, gdy pomyślę o śmierci, nie mogę wytrzymać myśli o znęcaniu się nad zwierzętami, dziećmi, kobietami...
    jestem przerażona znieczulicą, brakiem zasad, wartości zwłaszcza u ludzi młodych.
    Lubię swoje wszystkie prace i dom ale przytłacza mnie myśl, że będę już tak żyć do końca??

    OdpowiedzUsuń
  22. Boję się że przeżyję swoje życie czekając. Jak w poczekalni.
    Ciągle na coś czekam . Deadliny, kamienie milowe, lepsze jutro ,20 kg do zarzucenia, lepszy nastrój po drzemce...
    Boję sie ze nie umiem żyć tu i teraz.

    OdpowiedzUsuń
  23. Wielu rzeczy się boję. Często sie boję. Niemal zawsze sie boję.
    Boje się, że dzieci będą chore i nieszczęśliwe. Że będą się czuły odepchnięte i wyśmiane. Że podjęłam swego czasu złe decyzje i choć kocham moją rodzinę bardzo, to oni własnie są źródłem mych lęków. I myślę czasem, ze lepiej by było uciec i przynajmniej się już więcej nie bać. Bo o siebie bez tej reszty - to chyba by mi sie nie chciało. Ale i samotności się boję. Powolnej agonii w nieświadomej starości.

    OdpowiedzUsuń
  24. napisałabym, że głupota, ale w zasadzie to nie prawda, bo nie każdy musi być mądry, zeby żyć. odbijają mnie ludzie - bezwzględni, głusi, oceniający świat wyłącznie z własnej, waskiej perspektywy. doprawdy, nic nie wywołuje we mnie tak negatywnych emocji, jak codzienność w takim towarzystwie.
    o chorobach i krzywdach pisać nie będę, bo to naturalne, że ludzka natura i siła empatii nie radzą sobie z tym

    OdpowiedzUsuń
  25. Boję się, że odejdę niezapamiętana. Że nie zrobię tych rzeczy, które chcę zrobić, które mogę zrobić, które powinnam zrobić. Że przejdę bez echa.
    Boję się o ludzi których kocham.
    Boję się, ze zostanę starą panną.
    Boję się koni.

    OdpowiedzUsuń
  26. Boję się o moje dzieci. Mam okropne wyrzuty sumienia, że są, bo kocham je na wylot, a wiem, że świat robi się coraz bardziej nie do życia.
    Boję się, że może im być kiedyś jak mi w depresji.

    Boję się głupot. I okropnie mnie męczy że się boję. Taki strach-swędzenie, nieporadność socjalna.

    Czasem boję się, że się nie boję - bo to oznacza, że zadzwoni telefon i okaże się, że ktoś Bardzo Ważny nie żyje.

    Dręczy mnie i spala, że świat- w sensie ludzkość - jest tak okrutnie urządzony.

    OdpowiedzUsuń
  27. boję się, że przyjdzie taki dzień, gdy dziecko wyfrunie, krótko potem minie mi euforia i się okaże, że nie mam po co wstać
    boję się, że nie dam rady zejść/wejść i przytargać do domu jedzenia
    boję się, że umrę, bo nie dosięgnę telefonu
    boję się, że nie dam rady zawieźć się do lekarza
    boję się, że nic nie będzie mnie cieszyć
    boję się, że uznam moją przeszłość za bezsensowną

    OdpowiedzUsuń
  28. A u mnie to się zmienia. Mam kilka strun, które są w różnym rytmie potrącane przez bieżące wydarzenia, i ta struna, która drga to zagłusza poprzednie (dość wygodna konstrukcja, patrząc od strony użytkownika, nigdy więcej niż 1-2 strachy nie męczą mnie). Od kiedy to odkryłam, to nieco odżyłam, bo wiem, że obecny strach pryśnie, gdy tzw. Życie wyjmie mi do obróbki kolejny strach. Z czego wynika, że to czym martwię się teraz uznam za nieistotne niebawem, więc - rodzi się nieśmiała myśl - że może nie jest to aż takie aj-waj-straszne?
    Wydaje mi się, że strachy każdy ma, tyle, że niektóre da radę jakby trochę oswoić.
    I z tymi, z którymi turlam się przez życie od dawna jestem bardziej za pan brat, dużo silniej dają mi po łbie te całkiem nowe, jeszcze nieoswojone, nierozgryzione na detale (takie czynniki pierwsze jakiegoś lęku łatwiej da radę zaakceptować lub chociaż przyjąć do wiadomości).
    W zasadzie trochę to nie na temat, ale mam nadzieję, że od czasu napisania tytułowego pytania jakiś bernardyn już się znalazł lub w sytuacji choć trochę widać światełko w tunelu :-)

    OdpowiedzUsuń
  29. Boję się, bo mój drugi pół ma raka.

    OdpowiedzUsuń
  30. Boje się bólu, np tortur, bicia, albo choroby, która będzie wykańczać mnie powoli w bólu, którego nie będę umiała znieść. Poza tym nie nazwałabym chyba tego co mnie przeraża strachem. Odczuwam za to olbrzymi żal. Żal za tym co dobre z okresu mojego dzieciństwa, za straconymi umarłymi bliskimi, z którymi nie miałam szansy jako dojrzała osoba porozmawiać, zaprzyjaźnić się, bo odeszli jak byłam mała. Żal z powodu samotnie przeżytego zycia, mimo dwóch związków, w których nie odnalazłam szczęścia, żal z powodu siebie straconej, z powodu mojego straconego życia, które wciąż wydaje mi się jednak warte czegoś więcej niż zostało mi dane. Lat, które teraz tracę na prace zarobkową, która sprowadza się do nowoczesnej formy niewolnictwa, po to tylko żeby uratować siebie i swoje dziecko przed katastrofą złego kredytu. Nie boję się śmierci, bo rozumiem, że każdy z nas ma jakiś swój okres ważności, wszyscy co dzień bardziej zbliżamy sie do końca tego okresu, tylko nie dane nam poznać tej konkretnej daty. Osoby, które dotknął rak, poważna choroba mają wiekszą tego upływu czasu świadomość. Ja bardzo często zadaje sobie pytanie ile jeszcze dni mi pozostało? Czy dzień, który własnie mija był w porządku, czy jestem z niego zadowolona, czy mógłby być moim ostatnim? Co dzień tracimy życie przecież. Nie wierzę, że znając datę rzuciłabym sie w wir uciech, aby zaznać więcej i więcej. Chciałabym tylko spotkać i pocieszyć osoby, które lubię, kocham. I żal by mi był tych drobnych przedmiotów, które wyszperałam z zapomnienia i odrzucenia na pchlich targach, targowiskach, dając im ponownie uwagę i blask. Te wszystkie drobiazgi, pokraczne figurki, najbiedniejsze z biednych. Po mnie nikt pewnie już ich nie uratuje, wylądują w śmietniku. I najważniejsze kilka pamiątek po moich przodkach, martwię się, że przepadną, nie będą hołubione z należytą atencją. Bo tylko ja widzę w nich nić łączącą mnie z przodkami, o których historii słuchałam od dziecka i którzy są dla mnie tak samo realni, jak zmarłe za mojego życia ciotki i wuj. Przeżyłam tyle pogrzebów, z całej mojej rodziny, została mi Mama. Zapłaczę bardzo jak jej zabraknie. Ale nie mogę się tego bać, bo już wiem jak to jest, przeżyłam tyle strat. Moje dziecko za to już dorosło i chociaż to boli, to stało się emocjonalnie niezależne. Dorosłość ukochanego dziecka to kolejna strata, nasze relacje się zmieniły i rozsądnie patrząc to się cieszę, ale brak mi. No co ja poradzę, że odczuwam to równocześnie jako stratę? I na koniec, to chyba jednak strach wiążę tylko z sytuacją, że nie będę w stanie pracować, że nikt nie da mi pracy. Bo tylko praca obecnie daje mi jeszcze nadzieję na cokolwiek. Utrata zdolności do wykonywania pracy - jakiejkolwiek, która oznacza uwolnienie się od lęku o niezapłacone raty - tego chyba rzeczywiście boję się obecnie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz