![]() |
By Giphy |
Wiem, dlaczego nie piszę: bo wydaje mi się, że nie mam nic do powiedzenia. Nie, że w ogóle. Po prostu spadłam z własnej ambony, nie mam czego głosić, nie wiem i nie widzę niczego, co mogłoby cokolwiek zmienić.
Jestem.
To jest dużo mniejsze, po karmelizacji, twarde do zgryzienia. Pyszne.
Dziwne, pierwszy raz w życiu nie jestem w nikim zakochana. Zupełna pustka. Skończyło się szaleństwo, w którym wydaje mi się - żyłam od dzieciństwa. Od kiedy tylko sięgam pamięcią, marzyłam o tym, żeby ktoś mnie wybrał. I żebym na to - jakoś zasłużyła.
To wszystko przez ostatni rok ze mnie opadło.
Nie potrzebuję być chciana.
Czasem przez sekundę odzywa się coś fantomowego, ale oglądam to tylko i dalej gęstnieję.
Długo myliłam bycie chcianą - z miłością.
Zrozumiałam w sobie dość dobrze jeszcze jeden mechanizm, i tam będzie pewnie większa robota do zrobienia, wjadę kiedyś na spokojnie na kanał i to rozkręcę na dłużej, a teraz - póki mi wał nierządu nie poszedł :>, nie ma to tamto, muszę zaiwaniać.
W skrócie:
Najmilszą rzeczą, jaką - wydaje mi się - jestem w stanie zrobić wobec drugiego człowieka, to go potrzebować. I o coś poprosić. Ale niezbyt wiele razy, raczej raz, nie więcej.
Bo jeszcze nie umiem potrzebować, byłam wychowywana do zaspokajania cudzych potrzeb, widzę w sobie cały pas transmisyjny do dawania siebie. Całej. I czytania w myślach.
A dla siebie? I o sobie?
No co wy.
Dla siebie?
Nie umiem prosić.
Nie umiem dostawać.
Nie umiem potrzebować.
Nie umiem, żeby brakowało mi.
Zostałam wychowana do dawania ponad to, co miałam.
I do zamiany pustego w pełne.
Nawet, kiedy nikt nie prosił.
Teraz mam taki czas, kiedy odpoczywam.
Oglądam siebie.
Już umiem w sprzeciw.
Widzę, gdzie mam granicę, gdzie mi się wyczerpało wszystko, cierpliwość, pokłady empatii.
Nie zawsze używam, dać się pochłonąć jest wygodniej, szybciej, w zgodzie z cudzymi oczekiwaniami.
Ale już wiem, gdzie to mam.
W dupie!
Nic już kosztem samej siebie.
Krystalizuje się we mnie ten cukier, postanowienie noworoczne. Sprzeciw.
Koniec rozkradania, koniec przyzwolenia.
Siedzę nad papierowym nieblogiem zeszytu, zapisuję od tygodni w takich chwilach, kiedy mnie naprawdę strzela po pysku jak łanię, patrzę, gdzie pękam, gdzie się daję wyjadać łyżeczką. Jako człowiek o bezgranicznej empatii jestem wyjściowo przecholernie słaba, bez cennika, bez blokad, bez warunków. Spisałam się w zeszycie. Przygotuję się na nowy rok, na różne drobne rzeczy do zrobienia inaczej.
A Tobie, B. - dziękuję.
Za zwięzłe rozróżnienie między muszę - mogę, między muszę - umiem.
Pół nocy z tym leżałam.
Też trzaskało po pysku.
No i tak.
Dawno się tak nie iskrzyłam, wylinka w połyskliwej mini, opadają ze mnie cekiny i myśli, na podłodze wydają się takie niepozorne, coś spoza mnie bez mojego światła. I chyba już przywykłam do tego wewnętrznego rozhuśtania, czasami pozwalam sobie na niebezpieczny skok w powietrze, a czasem zamieram, nie-ma-mnie-dla-nikogo-bo-uciekłam-do-głowy. I potem jeszcze mała śmierć snu, kryształowy cukier na języku, wycofanie, i potem staranny powrót w pełnym uzbrojeniu.
Może umówię się z sobą, że po prostu wewnętrznie wyjeżdżam na nieprzyznany sobie nigdy urlop?
Żeby na chwilę wyleżeć ciało, wynicnierobić, wyniebyć.
I potem spalam się, pękam, piniata, i sypie się brokat.
Wróciłam, cholera.
Mimo wszystko lubię, gdy wyciągasz z głowy te nitki i uderzasz mnie nimi w sam splot słoneczny.
OdpowiedzUsuńBądź ❤
Macham Ci z równoległej ścieżki.
Bardzo lubię robić na szydełku ozdoby z tych wyciągniętych z naszych głów nitek. Sploty są słoneczne, tak. Wszystko promieniuje. Ale - można się też ogrzać :)!
UsuńWięc witaj znów :-)
OdpowiedzUsuńDzień dobry :) Kolorowo, co?;)
OdpowiedzUsuńJest jak ma być;-) brokatowo i z przytupem :-)
UsuńJesteś moją tubą. To są właśnie moje myśli. Jak ja mam dobrze z Tobą na tym diabelskim kole losu :)
OdpowiedzUsuńMocny wpis. Jak zawsze świetny
OdpowiedzUsuńŁadnie to wygląda.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń